czwartek, 7 stycznia 2016

DZIECI WE FRANCJI

Podejście do dziecka jak i jego wychowania różni się. Zanim sama zostałam mamą nie zwracałam na to uwagi. Teraz zaczynam zauważać dużo więcej, co chyba nikogo nie powinno dziwić.





Po pierwsze, ludzie we Francji są bardziej otwarci. Widząc wózek podchodzą, zaglądają, pytają o dziecko. Bez skrępowania wyrażają swoje zachwyty. W Polsce nigdy nie spotkałam się z sytuacją, żeby ktoś specjalnie zbaczał z drogi, aby obejrzeć cudze dziecko. Czasem takie zachowanie jest miłe, ale zdarzały się momenty, że podczas spaceru, co chwilę ktoś zaglądał do Julki i tym samym ją budził.

Kolejna sprawa to obecność dzieci w życiu publicznym. Już od małego dzieci są wszędzie zabierane przez swoich rodziców. W porze lunchu czy kolacji na palcach jednej ręki można policzyć stoliki, przy których nie ma dziecka. Już kilkutygodniowe szkraby przyzwyczajane są do takiego wspólnego spędzania czasu. Pamiętam nasze pierwsze wyjście z Julka do restauracji. Akurat w momencie podawania przez kelnera przystawki obudziła się. Obsługa lokalu bez problemu podgrzała nam posiłek dla dziecka. Przygotowano również specjalne krzesło, na którym mogliśmy postawić gondolkę. Jak to bywa z małym dzieckiem - raz zapłacze, innym razem będzie się samo bawiło piszczącą zabawką, aby za chwilę chcieć na ręce. Strasznie się stresowałam, gdy Julka zaczęła płakać. Miałam wrażenie, że wszystkie oczy skierowane są na mnie, że ludzie patrzą na mnie jak na wyrodną matkę, która nie umie uspokoić własnego dziecka. Nic bardziej mylnego! Nikt nie zwracał na nas uwagi, poza momentami, gdy próbował się do Julki uśmiechać i zagadywać ją. Podczas kolejnych wspólnych wyjść podejście ludzi się nie zmieniło, bez względu na rangę lokalu, a to spowodowało, że i ja byłam spokojniejsza w 'kryzysowych' sytuacjach.

Pomimo takiego zainteresowania dzieckiem oraz wyrozumiałości co do jego różnych zachowań, nie ma tu tzw. chuchania i dmuchania. Maluch się przewrócił? Spadł z rowerka? Zdarza się. Widać, że za chwilę się uderzy? Następnym razem będzie ostrożniejszy. Jeśli rodzic powiedział, żeby nie przechodzić na drugą stronę ulicy bez pozwolenia, to dziecko tego nie zrobi i nie wymaga przytrzymywania za rękę za każdym razem, gdy zbliżają się do drogi. Czy to jest dobre? Możliwe. Aczkolwiek sama nie raz dostawałam palpitacji serca widząc malucha wychylającego się przez barierki, podczas gdy jego rodzice niewzruszeni przyglądali się całej sytuacji. Będąc w tym temacie nie mogę nawiązać do dosyć modnego ostatnio w Polsce 'hartowania' dziecka już od pierwszych tygodni. Ciekawa jestem, co powiedzieliby zwolennicy tego sposobu wychowania na dwuletniego chłopca bez czapki, gdy temperatura na dworze to jedyne cztery stopnie Celsjusza...


Mogłabym sporo podobnych sytuacji przytoczyć, jednak chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na kwestię karmienia. Tutaj karmienie piersią nie jest bardzo popularne, a mimo tego kobiety karmiące traktowane są dużo przychylniej niż w Polsce. Jeżeli kobieta karmi naturalnie dłużej niż trzy miesiące to wzbudza podziw otoczenia. Dlaczego akurat trzy miesiące? Bo tyle zazwyczaj trwa urlop macierzyński, który bezpłatnie można wydłużyć do pół roku.  

Jakiś czas temu znajoma poleciła mi książkę Pameli Druckerman 'W Paryżu dzieci nie grymaszą'. Po jej lekturze i spędzeniu roku na emigracji, mogę śmiało powiedzieć, że w wielu kwestiach zgadzam się ze spostrzeżeniami autorki. Francyski styl wychowania dzieci znacznie różni się od polskiego. Który jest lepszy? Myślę, że najlepiej znaleźć swój własny, tak aby po prostu cieszyć się ze spędzonego razem czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz